Czynny i napięty sportowiec (w naszym wypadku skałołaz) jest to osobnik, który przeszedł już przez igielne ucho kontuzji, właśnie przez nie przechodzi lub też przechodzić będzie...
Innej opcji nie ma i jeżeli się mylę to proszę z owego błędu mnie wyprowadzić. Ostatnio miałem dość dużo czasu nad zastanowieniem się nad definicją tego, czym od tylu lat się param. O wspinaczkowe L - quattro postarałem się na własne życzenie, jakieś trzy miesiące temu, kiedy to w piękny, tropikalny dzień, naciągnąłem sobie "fakera" podczas jednej z prób typu: " na chama". Dwa dni później zrobił się "warun" idealny, a ja przydzielony do sekcji kiperów zadawałem sobie pytanie, co mnie wtedy podkusiło? Ambitniejsze plany odeszły poza horyzont a zimowe zapasy z chwytotablicą i panelem okazały się parą, która poszła w gwizdek. A wystarczyło poczekać jeden, góra dwa dni…
Kontuzja mnie nie zastopowała, a wręcz przeciwnie. Okazało się, że taka przerwa podziałała zbawiennie na motywację i „napinkę” wspinaczkową. Ruszyłem z nową energią i mam nadzieję, że teraz będzie już tylko do przodu.
Nikomu nie polecam tego rodzaju terapii ale jednak z drugiej strony, dobrze jest nieraz nie wiedzieć, że się nie da J
Copyright © 2014 by gorskieblogi